Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

— Zapamiętać — owszem, ale skoro pan sądzi, że mogę ich nie znać, ma pan słuszność. Dość mi pańskiego nazwiska, bo kto spojrzy na pana, zmiejsca się domyśla, jakiego ducha dziećmi są pozostali.
— Człowieku! Czy to obelga? — krzyknął Brake. — Czy chce pan, abyśmy chwycili za broń?
— Nie radzę! Mamy dwadzieścia cztery strzały rewolwerowe i dostaniecie co najmniej połowę, zanim zdążycie skierować w nas swoje pałąki. Uważacie nas za nowicjuszów, ale mylicie się bardzo. Jeśli chcecie próbować — owszem, nie mamy nic przeciwko temu!
Z błyskawiczną szybkością wyciągnął oba swoje rewolwery, a i Długi Davy nie pozwolił się ubiec. Skoro Brake sięgnął po swoją strzelbę, leżącą na ziemi, Jemmy ostrzegł:
— Zostaw flintę na miejscu! Jeśli jej dotkniesz, zwąchasz się z moją kulą. Tak brzmi prawo prerji. Kto pierwszy spuści kurek, ten ma prawo, ten rozkazuje!
Nieznajomi byli tak nieroztropni, że, widząc zbliżających się obcych, nie podnieśli broni. Teraz nie ważyli się jej dotknąć.
’sdeath! — zaklął Brake. — Następujecie na nas tak, jakgdybyście chcieli nas wszystkich połknąć!
— Ani nam to w głowie nie postało. Jesteście za mało dla nas apetyczni. Chcemy

33