Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Stój, człowieku! Takeśmy się nie umawiali! Pozwoliłem rozmawiać z drabem, ale tylko po angielsku. Waszej niezrozumiałej mowy nie mogę ścierpieć. Kto wie, czy nie knujecie przeciwko nam jakiegoś planu. Zresztą, wystarczy, żeśmy się dowiedzieli, iż ten czerwony djabeł włada angielskim. Nie potrzebujemy was więcej i możecie wziąć nogi za pas i odejść, skąd przyszliście. A jeśli ociągać się będziecie, to ja wam przyprawię nogi!
Spojrzenie Jemmy’ego strzeliło ku Davy’emu, ten zaś mrugnął okiem tak, aby nikt nie zauważył, prócz Grubasa. Długi zwrócił uwagę swego towarzysza na boczny zagajnik. Jemmy skierował spojrzenie w tym kierunku i zobaczył lufy dwóch dubeltówek, wystające z za gałęzi, tuż nad ziemią. A zatem leżeli tam dwaj jacyś ludzie. Ale jacy? Przyjaciele czy wrogowie? Beztroska Davy’ego uspokoiła go. Odpowiedział Brake’owi:
— Chciałbym ujrzeć nogi, które pan nam przyprawi. Nie mam bynajmniej takiego powodu do szybkiej ucieczki, jak panowie.
— Jak my? Przed kim mamy uciec?
— Przed tym, czyją własnością wczoraj jeszcze były te oba rumaki. Zrozumiano?
Mówiąc to, wskazał na dwa białe wałachy, które stały obok siebie.

— Co? — zawołał Brake. — Za kogo nas pan uważa? Jesteśmy rzetelnymi prospektorami[1].

40
  1. Poszukiwacze złota.