— Sądzę.
— Skąd?
— Wohkadeh wymienił je, kiedy wraz z Marcinem leżałem w krzakach i podsłuchiwałem. Właściwie mówiąc, nie ma pan postaci odpowiedniej dla westmana. Takie biodra bardziej przystoją młynarzowi, lub piekarzowi niemieckiemu, lecz...
— Co? — wtrącił grubas szybko. — Mówi pan o Niemczech? Czy zna pan ten kraj?
— No, czy znam? Jestem Niemcem z krwi kości!
— A ja z duszy i ciała!
— Czy to prawda? — zapytał Frank, osadzając konia na miejscu. — No, mogłem sobie odrazu pomyśleć. Niema na świecie Yankee pańskiego obwodu. Cieszę się po królewsku ze spotkania ziomka. Podaj mi rękę, człowieku! Witam pana serdecznie!
Uścisnęli sobie ręce aż do bólu. Grubas rzekł:
— Rozpędź-no pan swego konia. Przecież nie możemy tutaj zostać. Jak dawno przebywa pan w Stanach Zjednoczonych?
— Przeszło dziesięć lat.
— Zapewne zapomniał pan niemieckiego języka?
Obaj rozmawiali dotychczas po angielsku. Frank podniósł się w siodle i odparł urażonym głosem po niemiecku:
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/49
Ta strona została skorygowana.
48