Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

Kołysał maczugą lekko, jakgdyby to była trzcinka.
Indjanin nie zwracał nań uwagi. Wyminął murzyna, wjechał po dostępnej skarpie, zeskoczył z grzbietu końskiego i skoczył przez ogrodzenie.
— Co za grubjanin być ten redman — złościł się murzyn. — Przejechać koło masser Bob i nie powiedzieć: — Good day! — Skoczyć przez płot i nie czekać, aż massa Marcin mu pozwolić wejść. Masser Bob zrobić go uprzejmy!
Poczciwy murzyn sam sobie nadawał tytuł masser Bob, czyli master lub pan Robert. Był wolnym człowiekiem i czuł się bardzo dotknięty obcesowem obejściem Indjanina.
— Nie obrażaj go! — ostrzegł Marcin. — To nasz przyjaciel.
— To inna być rzecz. Jeśli redman być przyjaciel massy, to być także przyjaciel masser Boba. Massa mieć znów konie? Zabić łobuzy?
— Nie. Zwiali. Otwórz furtkę!
Bob wspiął się na górę długiemi krokami i lekko trącił obie połowy ciężkich wrót, jakgdyby były z papieru. Poczem jeźdźcy wjechali do strażnicy. — —


56