bestji, niż bez potrzeby wdawać się z nią w harce.
Rozmaita broń, trofea wojenne i myśliwskie wisiały na ścianach, wpobliżu zaś kominka radowały oczy olbrzymie połcie wędzonego mięsa, przytwierdzone do kołków.
Dzień kłonił się ku zachodowi, a ponieważ światło wieczorne z trudem przebijało się przez małe — nie okna zresztą, tylko otwory w murze, — strzelnice, opatrzone okiennicami, przeto w izbie było prawie zupełnie ciemno.
— Masser Bob zapalić — oznajmił murzyn.
Przytaszczył suche drzewo i zapomocą punksu zakrzesał ognia na kominku. Lont takiego krzesiwa stanowi suche, łatwo palne próchno, które się wydobywa ze starych przegniłych drzew.
Płomień oświetlił jarko kolosalną postać murzyna. Nosił obszerny strój z najprostszego kaliko. Głowy nie okrywał. Był bowiem dosyć próżny i nie chciał uchodzić za czystej krwi Afrykańczyka. Niestety jednak, głowę jego obrastał gęsty las krótkich, wijących się loków, a ponieważ ta wełna właśnie najbardziej zdradzała jego pochodzenie, więc nie szczędził wielkiego trudu, aby dowieść, że to nie żadna wełna, ale najzwyklejsze włosy. Wysmarował więc głowę łojem jelenim i splótł chaos krótkiej krnąbrnej wełny w niezliczone cieniutkie warkoczyki, które sterczały we wszystkich kierunkach, niczem igły jeża. Świa-