Usiadł na ławce i ukrył twarz w rękach. Na moje pocałunki i słowa nie odpowiedział wcale. Kiedy zapytałem o matkę, potrząsnął głową, ale skoro chciałem wyjść, aby jej poszukać, schwycił mnie za ramię tak, że aż krzyknąłem z bólu, i zawołał: — Zostań. To nie dla ciebie! — Następnie siedział długo, długo, dopóki ognisko nie wygasło. A potem zamknął mnie w izbie i zaczął pracować na dworze. Usiłowałem usunąć mech, który zatykał szpary między poszczególnemi głazami budynku. Udało się to w jednem miejscu. Skoro wyjrzałem, zobaczyłem, że kopie głęboki dół... Niedźwiedź, zanim wdarł się do izby, napadł i rozszarpał moją matkę. Nie widziałem, jak ojciec zakopał matkę, gdyż zaskoczył mnie przy podglądaniu i postarał się o to, abym nie mógł podejść do ściany.
— Okropne, okropne! — rzekł Jemmy, ocierając oczy rękawem futra.
— Tak, to było okropne! Ojciec przez długi czas chorował. Zaopiekował się nami człowiek, przysłany przez najbliższego sąsiada. Skoro tylko ojciec wyzdrowiał, opuściliśmy ową miejscowość i zaczęliśmy polować na niedźwiedzie. Kiedy mój ojciec słyszy, że gdzieś widziano niedźwiedzia, nie zaznaje spokoju, dopóki mu nie pośle kuli, lub nie zada ciosu klingą. A ja — — no, mogę zapewnić, że zrobiłem swoje i pomściłem śmierć mojej biednej ma-