Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

łej Luddy! Dawniej biło mi serce, kiedy kierowałem lufę na niedźwiedzia, ale posiadam talizman, który mnie ochrania tak, że mogę stanąć wobec grizzly z równym spokojem, jakbym miał przed sobą szopa.
— Talizman? — zapytał Davy. — Pah, niema talizmanów! Młody człowieku, nie wierz w podobne brednie. Jest to grzech wobec pierwszego przykazania.
— Nie. Talizman, o którym mówię, jest innego rodzaju, niż pan mniemasz. Obejrzyj-no, master. Wisi tam pod biblją.
Wskazał na ścianę, gdzie na półeczce leżała stara biblia. Pod nią wisiał kawał drzewa, długi na półtora palców i gruby na palec. Górna część wyraźnie wyglądała, jak głowa.
Hm! — mruknął Davy, który, jak wszyscy Yankees, surowo trzymał się artykułów wiary. — Nie chcę sądzić, aby to wyobrażało bożka pogańskiego.

— Bynajmniej. Nie jestem bałwochwalcą, ale dobrym chrześcijaninem. Widzicie tu drewnianą kukłę, którą swego czasu wystrugałem dla siostrzyczki. Zachowałem tę pamiątkę po strasznych chwilach i zawsze zawieszam na szyi, skoro towarzyszę ojcu w wyprawach na niedźwiedzie. Kiedy się zbliża niebezpieczeństwo, chwytam za kukłę i — niedźwiedź jest stracony. Możecie na to liczyć!

74