Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Tam rozciągają się tereny łowieckie Szoszonów lub Indjan-Wężów, Siouxów, Cheyennów i Arapahoesów. Każde plemię rozpada się na szczepy, a że każdy ze szczepów ma swoje partykularne cele, przeto nie dziw, iż teren to stałych zamieszek, wojny i zbrojnego pokoju. A kiedy wreszcie redman przyzwyczaja się do zgody, wówczas przychodzi master Bladatwarz i kłuje go dopóty igłą i nożem, aż Indjanin wykopuje topór wojenny i odnowa wszczyna walkę. Rozumie się, że na granicy terenów łowieckich owych rozlicznych plemion i szczepów życie jednostki nie jest zbyt bezpieczne. Szoszoni bowiem byli od wieków zapamiętałymi wrogami Siouxów — oto czemu obszary między Dakota na północ od rzeki Yellowstone do gór Bighorn wchłonęły wiele krwi czerwonych, a nawet białych. — —
Gruby Jemmy i Długi Davy wiedzieli o tem dobrze i unikali starannie spotkania z Indjanami jakiegokolwiek plemienia. Wohkadeh prowadził, ponieważ przebył tę drogę, dążąc do strażnicy. Był teraz uzbrojony w strzelbę i nosił za pasem torbę z wszelkiemi drobiazgami, bez których westman nie mógłby się obejść. Jemmy i Davy wyglądali tak, jak poprzednio. Pierwszy, rozumie się, jechał na swoim wysokim kłusaku, a drugi zwieszał swoje długie nogasy po bokach małego upartego muła, który usiłował co pięć minut wysadzić jeźdźca z siodła. Davy’emu

77