nie nastręczała żadnych niebezpieczeństw, gdyż z płaskiego jej dna można było zobaczyć każdego pieszego, lub jeźdźca.
Jechali może półgodziny, gdy Wohkadeh osadził rumaka na miejscu.
— Uff! — zawołał.
— Cóż takiego? — zapytał Jemmy.
— Szi-szi!
Jest to słowo mandańskie i oznacza nogi, ale używa się także w znaczeniu śladu, czy tropu.
— Ślad? — zapytał Grubas. — Ludzki czy zwierzęcy?
— Wohkadeh nie wie. Moi bracia niech sami obejrzą.
— Good lack! Indjanin, a nie wie, czy to ślad człowieka czy zwierzęcia! Musi to zatem być szczególny ślad. Obejrzymy! Lecz zejdźcie z koni i nie zadeptajcie śladu, ludziska, gdyż nie można będzie go rozpoznać.
— Owszem, można będzie, — twierdził Indjanin. — Jest wielki i długi. Ciągnie się zdaleka, z południa, i prowadzi na północ.
Jeźdźcy zeskoczyli z koni, aby zbadać tajemniczy trop. Każdy trzyletni chłopczyk indjański potrafi odróżnić ślad nogi ludzkiej od zwierzęcej. Rzecz niepojęta poprostu, dlaczego Wohkadeh nie potrafił tego dokonać. Ale i Jemmy potrząsał czupryną, spoglądał to na prawo, to znów na lewo.