jąc niczyjej skromności, posiadamy największe doświadczenie i jesteśmy niejako przywódcami wyprawy. A zatem nie możemy się we dwójkę oddalać. Raczej niech kto inny ze mną jedzie.
— Master Jemmy ma słuszność! — rzekł Marcin. — Ja będę panu towarzyszył.
— Nie, mój młody przyjacielu, — odparł Jemmy. — Wiem, że w pańskich latach człek się pali do takiej przygody. Ale ta przygoda nie jest może pozbawiona niebezpieczeństw, my zaś przyjęliśmy wierny obowiązek na siebie, że będziemy cię strzegli i całego sprowadzimy do ojca.
— W takim razie ja idę z panem! — zawołał Frank.
— Dobrze. Nie mam nic przeciwko temu. Master Frank walczył ongi w Moritzburgu, najsamprzód ze służącym i ze stróżem nocnym, zatem nie będzie się lękał mamuta.
— Ja? Lękać się? Ani mi się śni!
— A zatem tak pozostanie. Wszyscy jadą naprzód — oprócz nas, bo skręcimy na prawo.
Tak się też stało. Jemmy i Frank pojechali na północ za tajemniczym tropem.
Ponieważ musieli przebyć drogę okrężną, przeto napędzali swoje rumaki, i już wkrótce stracili z oczu towarzyszy. Po pewnym czasie ślad skręcał, na zachód, ku dalekiej górze, tak,
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
85