Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

dworze broń. Muszę przyznać, że rzetelnie wywiązali się z tego przyrzeczenia. Naturalnie jednak, usługując im, nie wypuszczałem z ręki rewolweru, czego, jako czerwoni, nie mogli mi brać za złe. Ubiłem z nimi istotnie wyśmienity interes: dałem im kiepski proch wzamian za cenne skórki bobrowe. Kiedy czerwoni i biali handlują ze sobą, to czerwoni są zawsze pokrzywdzeni. Bardzo mi przykro, ale wszak ja tego sam zmienić nie mogę. Koło drzwi wisiały trzy naładowane strzelby. Kiedy Indsmani wyszli, jeden z nich zatrzymał się przy drzwiach, zwrócił do mnie i zapytał, czy nie dodam im trochę wódki. Wprawdzie zabroniono sprzedawać Indjanom wódki, ale jestem poczciwiec i nie odmawiam nikomu przysługi. Poszedłem więc do kąta, gdzie stała flaszka brandy. W chwili gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak Indjanin zerwał jedną ze strzelb i znikł. Naturalnie odstawiłem flaszkę, schwyciłem drugą strzelbę i wyskoczyłem z izby. Ponieważ wybiegłem z oświetlonej izby w mrok, przeto nie widziałem wyraźnie. Słyszałem szybkie kroki, poczem błysnęło za ogrodzeniem. Rozległ się wystrzał i doznałem uczucia, jakgdyby ktoś uderzył mnie w nogę. Teraz ujrzałem czerwonego, który chciał przeleźć przez płot. Przyłożyłem i wystrzeliłem, ale odczułem taki ból w nodze, że upadłem na ziemię. Moja kula chybiła, a strzelba była stracona. Z trudem dowlokłem się do izby. Strzał

89