Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

ale to miejsce nie jest szersze nad dwadzieścia stóp. Tam po drugiej stronie kończy się ślad słonia, a naprzeciw wyłania ślad koński. Niesłychany wypadek!
— Chciałbym wiedzieć, coby powiedział nauczyciel z Moritzburgu, gdyby tutaj się znalazł.
— Nie miałby mądrzejszej miny, niż ja i pan.
— Za przeproszeniem, nie powiem, aby pańska twarz wyglądała dowcipnie, mociumdzieju. Aliści można na pewno dojść do kłębka tej sprawy, bo już słynny Archidiakon powiedział: — Dajcie mi mocny punkt w powietrzu, a podniosę każde drzwi na ich osi.
— Mówi pan o Archimedesie!
— Tak, ale poza tem był diakonem, bo kiedy w sobotę po południu przyszli wrogowie, szykował się do niedzielnego kazania i zawołał: — Nie przeszkadzajcie mi i zachowajcie ciszę! — Wówczas żołnierze zamordowali go, punkt zaś znowu zginął w powietrzu.
— Kto wie, czy pan go nie znajdzie. Ale nasamprzód pójdziemy za osobliwym śladem.
Ślad — obecnie koński — był wciąż wyraźny i w odległości półgodzinnej schodził z piaszczystego na lepszy grunt. Rosła tu obficie trawa i krzewy. Wpobliżu wznosiło się wzgórze, od spodu porosłe gęstym lasem. Trop,

91