Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Shatterhand zaś powrócił do towarzyszów i zaczął ich budzić. Zakomunikował swój plan i do pierwszego rzędu wyznaczył Długiego Davy’ego, Grubego Jemmy’ego, Franka, Wohkadeha i jednego z Szoszonów. Wyznaczywszy również stanowiska pozostałym, zszedł nadół, aby przerobić z nimi odpowiednie ćwiczenie. Chodziło o to, żeby dokonać napadu błyskawicznie, zgranym zespołem. Sam Shatterhand zamierzał stanąć przed pierwszym szeregiem, aby układać się z wrogami. W tym celu też zerwał kilka długich zielonych gałązek, co na całym świecie, nawet u najdzikszych plemion, uchodzi za znak parlamentarjuszy.
Po kilku powtórzeniach towarzysze zgrali się wyśmienicie. Old Shatterhand, przekonany że oddział podoła zadaniu, schronił się z nim do kryjówki. Czas oczekiwania dłużył się bardziej, niż poprzednio. Atoli wkońcu usłyszeli tętent konia.
— Zdaje się, że pchnięto tylko jednego wywiadowcę na zbadanie wąwozu, — rzekł Jemmy.
— To byłoby nam na rękę — odparł Shatterhand. — Gdyby nadjechało dwóch, jedenby tylko powinien wrócić do swoich, drugi zaś pozostać na miejscu. Musielibyśmy go niepostrzeżenie unieszkodliwić.
Jemmy miał słuszność. Tylko jeden jeździec wyjechał z kanjonu i zatrzymał się, aby dokładnie zbadać okolicę. Nie dojrzał wroga, na-

103