Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Indjanin poznał z pierwszego wejrzenia, że skierowane w niego lufy mają przewagę nad strzelbami jego wojowników.
— Cofnąć się! — zawołał głosem, który huknął w kanjonie jak granat.
Gwałtownie zawrócił rumaka. To samo uczynili jego wojownicy. Ale teraz ujrzeli przed sobą oddział Winnetou z najeżonemi lufami.
Wakon szitsza! — Złe leki! — zawołał przerażony. — Zawróćcie! Tam stoi człowiek, który trzyma w ręce znak mówcy. Nasze uszy niech usłyszą, co pragnie powiedzieć.
Zawrócił ponownie konia i zwrócił się powoli do Old Shatternanda, a za nim jego oddział. Przezorny Apacz skorzystał z tego, pośpieszył za Wronami i zamknął ich w jeszcze ciaśniejszej przestrzeni.
Old Shatterhand stał nieruchomo. Upsaroca obrzucił go nieustraszonem spojrzeniem i zapytał:
— Czego chce tu biała twarz? Dlaczego staje mi na drodze?
Old Shatterhand wytrzymał spojrzenie Indjanina i odparł:
— Czego chce tutaj czerwonoskóry? Czemu ściga mnie i moich wojowników?
— Ponieważ zabiliście dwóch moich braci.
— Przyszli do nas jako wrogowie, a wrogów się zazwyczaj unieszkodliwia.
— Skąd wiesz, żeśmy wrogami?

106