Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

Teraz podszedł Gruby Jemmy. Trzymał kilka rzemieni w ręce i rzekł do Winnetou:
— A zatem pan ma pierwszy występ, mój drogi sir. Będzie to dobrym znakiem, jeśli przyjaciel przywiąże pana do drzewa. Nasamprzód niech się jednak wszyscy przekonają, że oba rzemienie są jednakowej trwałości.
Rzemienie szły z rąk do rąk. Zbadano je dokładnie. Trzeba było teraz postanowić, który będzie przywiązany prawą ręką, a który lewą. Losy stanowiły dwa rozmaitej długości źdźbła trawy. Winnetou wyciągnął krótszą trawkę, był przeto w gorszem położeniu, niż przeciwnik, gdyż wolną miał dłoń lewą, a więc mniej wyćwiczoną. Upsaroca powitali tę sprzyjającą im okoliczność wesołemi: — Uh-ah! — Bardzo dobrze, bardzo dobrze!
Pętle z rzemieni zaciągnięto na ręce walczących i przywiązano ich do drzewa dosyć luźno, aby się mogli obracać dookoła pnia. Zdarza się nieraz w muh-mohwa, że zapaśnicy ścigają się dookoła drzewa przez całe kwadranse, zanim następuje pierwszy cios. Ale skoro raz przelewa się krew, nacierają na siebie z taką gorączkową wściekłością, że walka prędko dobiega końca.
Stali teraz gotowi do walki, jeden z tej, drugi z przeciwnej strony drzewa.
Kulawy Frank przystanął jako widz obok Grubego Jemmy’ego.

119