Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— Posłuchaj pan, panie Pfefferkorn. — rzekł — taka ci to rozprawa, że ciarki przechodzą po ciele! Gdyż nietylko oni obaj podrwiwają głowami, ale także chodzi i o naszę skórę. W tej chwili mam pod swoim skalpem uczucie, jakgdyby mi ciągnięto włosy wgórę. Właściwie bardzo pięknie dziękuję za przyrzeczenie, że cierpliwie pójdziemy pod nóż, skoro nasi obaj mistrze będą pokonani.
Pah! — odparł Jemmy. — Mnie także nie jest wesoło na duszy, ale sądzę, że możemy polegać na Shatterhandzie i Winnetou.
— Zdaje się, gdyż Apacz ma tak spokojną twarz, jakgdyby trzymał w ręce grinsolo z dziesięciu matadorami. Cicho! Stokrotny Grzmot zaczyna mówić.
Upsaroca dostał właśnie nóż do ręki.
Szihszeh! — Chodź tu! — zawołał do Winnenetou. — Albo też mam cię ścigać dookoła drzewa, aż padniesz trupem ze strachu, nietknięty nawet moim nożem?
Winnetou nie odpowiedział. Zwrócił się do Old Shatierhanda i rzekł w języku Apaczów, którego przeciwnicy nie rozumieli:
Szi din Ida sesteh! — Sparaliżuję mu rękę!
Old Shatterhand oznajmił głośno, wskazując na Winnetou:
— Ten nasz brat zamknął swoje serce

120