cięstwa — rzekł. — Do wilków nie pójdę. Tu oto trzymam swój nóż, aby skończyć z życiem, którego nie chcę przyjąć w darze. Atoli przedtem pragnę się przekonać, czy lepiej ode mnie potrafisz zwyciężać. Skończyłem.
Oddalił się i usiadł na trawie. Widać było, że istotnie nie chciał przeżyć swej hańby.
Nie padło nań ani jedno spojrzenie jego braci. Z tem większą nadzieją spoglądali na swego przywódcę, którego potężna postać wsparła się o drzewo. Zawołał do Old Shatterhanda:
— Podejdź tu! Będziemy losować.
— Nie losuję — odparł Old Shatterhand. — Niechaj mnie przywiążą prawą ręką.
— O, chcesz rychlej skonać!
— Bynajmniej. Wiem, że twoja lewa ręka jest słabsza, niż prawa. Nie chcę nad tobą mieć przewagi. Zraniono cię niegdyś.
Mówiąc to, wskazał na szeroką bliznę na lewem ramieniu przeciwnika. Czerwony nie mógł pojąć tej wspaniałomyślności. Zmierzył westmana wzrokiem pełnym zdumienia i odparł:
— Chcesz mnie obrazić?! Czyż twoi, skoro cię zabiję, mają powiedzieć, że zawdzięczam zwycięstwo twej łasce? Żądam losowania!
— Dobrze. Jestem gotów.
Los wypadł na korzyść czerwonego, którego przywiązano do drzewa lewą ręką. Po kilku
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/127
Ta strona została skorygowana.
123