Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

Upsaroca, który był usiadł, zerwał się natychmiast. Rysy jego wlot się przeobraziły. Oczy straciły nieruchomy, oschły wyraz, a zajaśniały w błyskach.
— Czy myli się moje ucho, czy twoje słowa? — zawołał. — Jeśli mówisz prawdę, jesteś Non-pay-klama, którego biali nazywają Old Shatterhandem!
— Jestem nim w istocie.
Skoro Bezimienny wymienił to imię, wszyscy Upsaroca się podnieśli.
— Jeśli jesteś owym znakomitym myśliwym, — ciągnął dalej Bezimienny — w takim razie Wielki Duch nie opuścił nas jeszcze. Tak, musisz nim być, gdyż powaliłeś mnie samą pięścią! Ulec tobie — nie jest to hańba. Mogę żyć, nie wytykany palcami przez squaw. Uff!
— Również Stokrotny Grzmot, dzielny wojownik, nie powinien się wstydzić, gdyż ten, z którym walczył, jest Winnetou, wódz Apaczów.
Oczy Upsaroca wpiły się w Winnetou, który wystąpił, podał Stokrotnemu Grzmotowi rękę i rzekł:
— Mój czerwony brat wypalił ze mną fajkę przysięgi. Wypali z nami teraz kalumet pokoju, gdyż wojownicy Upsaroca są naszymi przyjaciółmi. Howgh!
Grzmot uchwycił jego rękę i odparł:

128