Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— Masser Bob nie chcieć ci nic złego zrobić, chcieć tylko złapać opossum!
W tej chwili odważny chłopak stanął między niedźwiedziem a murzynem. Rzucił wystrzeloną dubeltówkę i wymierzył z flinty Boba. Stał o dwa łokcie od drapieżnika. Oczy rozbłysły mu odwagą, wargi przybrały wyraz nieugięty, który mówił: — ty albo ja!
Aliści zamiast wypalić, opuścił strzelbę i odskoczył wstecz. Poznał, że trzeci strzał jest zbyteczny. Niedźwiedź stał nieruchomo. Rzężący pomruk wydobywał się z jego paszczy, poczem zaczął jęczeć. Drgnął całem cielskiem, opuścił przednie łapy. Ciemny strumień krwi wypłynął z paszczy. Drgnął po raz drugi, zwalił się na bok i leżał nieruchomy obok murzyna.
Help, Help! — Na pomoc, na pomoc! — jęczał Bob, wyciągając zesztywniałe ręce.
— Człowieku, drabie, Bobie! — zgromił Marcin. — Czego lamentujesz, stary tchórzu!
— Niedźwiedź, niedźwiedź!
— Nie żyje!
Murzyn oprzytomniał, przykucnął, spojrzał powątpiewająco na bestję i na Marcina. Powtórzył:
— Martwy, martwy — I — Czy to być prawda?
— Widzisz wszak! Założę się, że obie kule dotarły do serca.
Bob natychmiast się zerwał. Okazał, że ma

42