Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

— Do diabła, to ślad niedźwiedzia! — zaklął ktoś. — To mógł być tylko potężny grizzly. Nie poznali się na tem i zbliżyli — nie podejrzewając niczego — do srogiej bestji. Śpieszmy z pomocą!
To był głos Old Shatterhanda. Doświadczony westman z pierwszego spojrzenia poznał ślad zwierzęcia.
— Tak, to grizzly, — potwierdził Gruby Jemmy. — Może już za późno. Naprzód do lasu!
Słychać było zgiełk wielu głosów i szmer szybkich kroków.
Halloo! — zawołał Marcin Baumann. — Wyzbądźcie się troski! Wszystko w porządku.
Przedewszystkiem ukazali się Old Shatterhand i Winnetou. Za nimi szedł Oihtka­‑petay oraz Długi Davy, a następnie Gruby Jemmy i mały Sas w towarzystwie licznych Indjan. Wielu jednak nie opuściło obozu, gdyż nie można było zostawiać koni bez nadzoru.
— Istotnie grizzly! — zawołał Old Shatterhand, spoglądając na leżące zwierzę. — Co za potężny okaz. A pan żyje, master Marcinie! Co za szczęście!
Podszedł do niedźwiedzia i obejrzał ranę.
— Prosto w serce i to z dosyć bliska! Świetny strzał. Nie muszę chyba pytać, kto położył bestję.

44