Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

tam konia. Przedostawszy się przez żywopłot, jechali bez trudności korytem dawnego potoku, dopóki nie skończyło się wąskim rowem w miejscowości zwanej Undulating. Była to niewielka prerja, podzielona zalesionemi wzgórzami, dosyć wygodnemi dla naszych jeźdźców, gdyż biegnącem i w kierunku z zachodu na wschód.
Wieczorem dotarli do potoku, który zdawał się należeć do obszaru rzeki Bighorn. Wkrótce natrafiono na miejsce, świetnie nadające się do obozowania! Postanowiono zatrzymać się, mimo że mrok jeszcze nie zapadł. Potok rozszerzał się tutaj i stanowił mały płytki staw o brzegach, zarośniętych gęstą trawą. W jasnej, przejrzystej do gruntu wodzie widać było liczne pstrągi, budzące nadzieję smacznej wieczerzy. Z jednej strony brzeg wznosił się stromo, z drugiej był równy i gęsto zalesiony. Liczne leżące na ziemi gałązki świadczyły, że ubiegłej zimy spadło wiele śniegu. Stanowiły niejako zasiek dookoła miejsca, obranego na obozowisko, zasiek, zapewniający bezpieczeństwo i dostarczający paliwa.
— Pstrągi! — zawołał Gruby Jemmy, zeskakując ze swego rumaka. — Świetną dziś ucztę sobie wyprawimy!
— Nie tak szybko! — odezwał się Old Shatterhand. — Przedewszystkiem musimy się postarać, aby ryby nie mogły uciec. Przynieście drzewa. Musimy sklecić dwie kraty.

53