powierzchnię. Był świetnym pływakiem i nicby sobie nie robił z przypadkowej kąpieli, gdyby nie nosił futra. Szeroki jego kapelusz pływał niczem liść victoria regia:
— Heigh-day! — roześmiał się Długi Davy. — Gentlemani, obejrzyjcie dobrze pstrąga, którego trzeba schwytać. Ta gruba ryba starczy na wiele porcyj!
Mały Sas stał wpobliżu. Na polu naukowem nieraz się sprzeczał z Grubym Jemmy’m, ale lubił go bardzo, gdyż byli rodakami.
— Wielki Boże! — krzyknął przerażony. — Co pan zrobił, panie Pfefferkorn? Czemu pan skoczył do wody? Czy aby nie zmókł pan?
— Do suchej nitki — odparł ze śmiechem Jemmy.
— Do suchej nitki! To może wywołać przeziębienie! I do tego w futrze. Wyłaź pan natychmiast! Już ja się zajmę kapeluszem. Wyłowię go gałęzią.
Mówiąc to, wyszukał długą gałąź i zaczął łowić kapelusz. Ale wędka była za krótka, wobec czego nachylił się całem tułowiem nad wodą.
— Miej się pan na baczności — ostrzegał Jemmy, wyłażąc z wody. — Mogę cylinder sam schwytać. I tak już jestem porządnie mokry.
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/59
Ta strona została skorygowana.
55