Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

— Nie pleć pan głupstw! — odparł Frank. — Jeśli pan myśli, że jestem takim niezgrabiaszem jak pan, mylisz się setnie. Ja nie wpadnę do wody. I jeśli przeklęty kapelinder popłynie dalej, to nachylę się jesz c ze bardziej i — — — o Panie Wielki, naprawdę siedzę już w łapce!
Wpadł bowiem do wody. Widok był tak komiczny, że wszyscy biali roześmieli się na głos, czerwoni jednak zachowali zewnętrzną powagę, mimo że w duszy zapewne wtórowali im śmiechem.
— No, kto nie jest takim niezgrabiaszem, jak ja? — zapytał Jemmy, któremu ze śmiechu zakręciły się łzy w oczach.
Frank pluskał się w wodzie, strojąc gniewne miny.
— Czego się tu śmiać? — zawołał. — Pływam jako ofiara swej usłużności, samarytańskiej miłości bliźniego, i w podzięce za miłosierdzie zbieram śmiech i drwiny. Na drugi raz dobrze to sobie zapamiętam. Rozumiecie?
— Nie śmieję się, lecz płaczę, drogi Hobble-Franku. Czyż nie widzi pan?
— Milcz master z łaski swojej! Nie pozwolę z siebie kpić. Nic mnie ta kąpiel nie obchodzi, martwię się tylko, że frak przemoknie. A tam oto płynie moja Amazonka przy boku pańskiego kapelusza. Kastor i Phylaks, jak to mówią w mitologji i w astronomji. Jest to właśnie — — —

56