Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

nitou białych twarzy, który kazał kochać nawet wrogów! Powiedziałem.
Ogallalla oniemieli z radosnej niespodzianki. Poprostu nie śmieli wierzyć w tak pomyślny obrót sprawy. Odzyskawszy broń, otoczyli z dziękczynną radością znakomitego myśliwego. Nawet przywódca Upsaroca był zadowolony, skoro się dowiedział, że odzyska wszystkie leki.
Konie nie uszły daleko. Łatwo było je schwytać. Sprowadzono zwłoki obu wojowników, zastrzelonych przez Old Shatterhanda, i pogrzebano wpobliżu grobowca. Dzień spędzono na poważnych ceremonjach żałobnych, poczem opuszczono niezdrową miejscowość i udano się do lasu, aby wypocząć należycie po przebytych trudach.
Wieczorem, kiedy przyjaciele i wrogowie siedzieli społem przy ogniskach i gwarzyli o przygodzie, Frank odezwał się do Grubego Jemmy’ego:
— Najlepszą częścią naszego dramatu jest zakończenie. Przebaczono i zapomniano. Od urodzenia nie jestem zbyt wielkim zwolennikiem zabójstwa i rozlewu krwi, gdyż: nie czyń bliźniemu, co tobie niemiło. Zwyciężyliśmy. Pokazaliśmy bogom, żeśmy bohaterami. Pozostaje tylko jedno. Chce pan?
— Ale co?
— Kto się lubi, ten się czubi. Stale się. certujemy jedynie dlatego, że sobie sprzyjamy.

100