— Oszczerstwo! Zdechły bawół nie leży w prerji. Pożerają go sępy i kujoty!
— A kujotem ty właśnie jesteś!
— Uff! — ryknął Wohkadeh, szarpiąc więzy. — Gdybym nie był spętany, pokazałbym, kto jest kujotem, — ja, czy ty!
— Już pokazałeś. Jesteś tchórzem, gdyż lękasz się wyznać prawdę.
— Nie wypierałem się ze strachu, lecz przez wzgląd na towarzyszów.
— Uff! A więc przyznajesz się do winy? Opowiedzże, coś uczynił!
— Mogę opowiedzieć w krótkich słowach. Udałem się do wigwamu niedźwiednika, aby zawiadomić przyjaciół o nieszczęściu. Następnie wyruszyliśmy, aby niedźwiednika uwolnić.
— Kto?
— My w pięciu. Syn niedźwiednika, Jemmy, Davy, Frank i Wohkadeh.
— A Wohkadeh bardzo polubił białych?
— Tak. Każdy z tych białych jest więcej wart, niż stu Ogallalla.
Wódz potoczył okiem po wojownikach, stwierdzając z radością wrażenie, jakie wywarły na nich ostatnie słowa Wohkadeha. Poczem zapytał:
— Czy wiesz, co cię spotka za te słowa?
— Tak. Zabijecie mnie!
— Tysiącem tortur!
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/53
Ta strona została skorygowana.
53