Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

dzin mniej lub więcej. Wystarczy stwierdzić, że nasi wrogowie nie mogą być jeszcze tutaj.
— A gdzie będą jutro o tej porze? — zapytał Marcin Baumann.
— Nad górnym wylotem kanjonu. Z jakiego powodu pan pyta?
— Bez szczególnego powodu. Rozumie sir, że w duchu towarzyszę ojcu. Kto wie, czy żyw jeszcze.
— Jestem tego pewny.
— Siouxowie mogli go zabić.
— Nie zaprzątaj pan sobie głowy podobnemi myślami! Ogallalla chcą sprowadzić jeńców do grobowca wodza. Ufaj pan, że nie odmienią zamiaru. Im później się zabija jeńców, tem dłużej trwają katusze. Ogallalla ani myślą skracać ich mąk rychłą śmiercią.
Odszedł na stronę, gdzie już leżał pogrążony we śnie Winnetou, zawinął się w kołdrę i położył obok swego czerwonego przyjaciela. Pozostali, szepcąc, siedzieli przy ognisku.
— Bardzo, nader piekielnie mi przykro, że oszukamy tego dzielnego człowieka, — rzekł pocichu Jemmy — lecz ten mały niedźwiednik umie tak pięknie prosić, że mnie, staremu grubemu szopowi serce uciekło wraz z rozumem. No, ufam, że sprawa skończy się dobrze.
— Ostrzegałem od samego początku — mruknął Davy — i ostrzegam jeszcze teraz.

8