najwyższego uznania. Old Shatterhand zaś zwrócił się do zebranych:
— Messurs, zostawcie teraz konie, które i tak są pewne. Rozbiegły się tylko wierzchowce Ogallalla. Ci ludzie muszą pojąć, że nie mają nadziei ratunku. Muszą się poddać, choćby pod wrażeniem mocy podziemnych i śmierci wodza. Zostańcie tutaj! Pójdę do Sioux wraz z Winnetou. Za pół godziny będziemy wiedzieli, czy poleje się krew ludzka, czy nie.
Z wodzem Apaczów podszedł do grobowca, za którym schronili się Ogallalla. Na czyn tak śmiały mogli się ważyć tylko ci dwaj ludzie, świadomi, że same ich imiona rzucą postrach na wrogów.
Jemmy i Davy rozmawiali szeptem. Postanowili poprzeć intencje pokojowe Old Shatterhanda. Czerwonym sojusznikom niebardzo przypadało do gustu oszczędzanie wroga. Niedźwiednik zaś i jego pięciu towarzyszów tak okropnie cierpieli w niewoli, że pałali pragnieniem zemsty.
Zatem obaj przyjaciele zgromadzili obecnych dookoła siebie. Jemmy palnął mówkę, w której dowodził, że łagodne postępowanie leży w interesie obu stron. Wprawdzie można było przewidzieć, ze w razie walki Ogallalla polegną. Ale ileby krwi ludzkiej popłynęło? A poza tem należało się spodziewać, że i inne szczepy Siouxów wykopią topór wojenny, aby się zemścić na
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/97
Ta strona została skorygowana.
97