Strona:Karol May - Szut.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
—   82   —

— Ach! Przez kogo?
— Mąż powiada, że to niezawodnie był niedźwiedź.
— A kiedy się to stało?
— Ubiegłej nocy.
Allah l’ Allah! — zawołał Halef. — A więc ten niedźwiedź zjada nie tylko maliny! Czy zabiliście go potem?.
— Jak możesz się tak pytać! Aby zabić niedźwiedzia, trzeba wielu ludzi zgromadzić.
— Może mi powiesz coś bliższego o tem nieszczęściu? — poprosiłem ją.
— Tego oczywiście dobrze nie wiemy. Koń jest dla nas niezbędny do handlu. On ciągnie nam wóz z węglami i...
— Nie widziałem tu nigdzie wozu!
— Tu go trzymać nie możemy dla braku drogi, po której dałoby się go sprowadzić do domu. Stoi zawsze u węglarza. Koń jednak przebywa zwykle tutaj, gdy jesteśmy w domu. W nocy zostaje na dworze, aby się paść. Nie ujrzawszy go dzisiaj rano, wyszliśmy go szukać i znaleźliśmy trupa tam obok skały. Był rozszarpany, a gdy mąż przypatrzył się śladom, powiedział, że to był niedźwiedź.
— Gdzie znajduje się teraz reszta mięsa?
— Tam w budzie.
— Pokaż mi je!
— Panie, tego mi nie wolno — rzekła z przestrachem. — Mąż zabronił mi wpuszczać tam obcych.
— Dlaczego?
— Nie wiem.
— A gdzież on teraz?
— Poszedł wyszukać legowisko niedźwiedzia.
— Ależ to wielce niebezpieczne! Czy twój mąż jest takim odważnym myśliwym.
— Tak jest.
— A kiedy wróci?
— Wkrótce zapewne.
— Tak! Czy byli dziś u was obcy?