Handlarz węgli zgodził się chętnie na mój plan. Dla niego było rzeczą najważniejszą zabicie drapieżnika. Odkroił od kości kawały mięsa, na których mu zależało, zostawiając dość jeszcze dla niedźwiedzia. Zażądał za to trzydzieści piastrów, które mu zaraz zapłaciłem.
Pod przednią ścianą domu leżało sporo drzewa opałowego. Kupiłem je od gospodarza za dziesięć piastrów i kazałem nieopodal drzwi, wychodzących na leśną odnogę, rozniecić ogień, który miano podtrzymywać aż do wyruszenia na polowanie. Ognisko świeciło tak daleko, że mogliśmy widzieć i strzec pasących się w pobliżu koni. Osko został przy ogniu, my zaś udaliśmy się najpierw do izby. Chciałem zobaczyć Mibareka.
Przez cały czas pobytu na dworze słyszeliśmy nieustannie jęki. Przedstawiał okropny widok. Jego wykrzywione rysy twarzy, krwią nabiegłe oczy, piana na ustach, przekleństwa, które miotał i buchający odeń fetor, były tak odrażające, że ledwie zmusiłem się do uklęknięcia przy nim celem zbadania rany.
Opatrunek założony był niedbale i niezręcznemi rękoma. Gdy go chciałem zdjąć i dotknąłem przytem ręki chorego, ryknął z bólu jak dzikie zwierzę i podniósł się przeciwko mnie. Wziął mnie za szatana, który mu groził rozszarpaniem, odpychał mnie ręką zdrową i prosił o łaskę i pozwolenie powrotu na ziemię. Obiecywał jako okup tysiące ludzi, których postanowił pomordować, aby mi dusze ich przysłać do piekła.
Gorączka dała mu chwilowo taką siłę, że musiałem użyć przemocy. Trzy osoby go trzymały, by mi ułatwić odwinięcie szmat z rany. Przekonałem się odrazu, że już nie było ratunku. Nawet amputacya uszkodzonej części ręki byłaby już spóźniona. Obnażyłem jego plecy, przeciąwszy kaftan. Zaczęła się już gangrena i proces gnilny, a wstrętny wyciek rozszerzał dokoła fetor, wprost okropny.
Tu nie zostawało już nic innego do zrobienia, jak dać mu wody, której się krzykiem domagał. Zleciliśmy to kobiecie. Było to niemal cudem, że wytrzymał jazdę konną aż tutaj. Staliśmy przy nim, przejęci zgrozą i nie-
Strona:Karol May - Szut.djvu/111
Ta strona została skorygowana.
— 93 —