— Mylisz się bardzo. Jest jedno jedyne miejsce, które ułatwi wydostanie się na górę. Z lewej strony spływa potoczek. Jego łożyskiem potrafi wspinać się ten, kto nie boi się wody.
— Czy wiedzą o tem?
— Aladży znają te strony tak dobrze, jak ja.
— I chcą tam wleźć rzeczywiście?
— Naturalnie.
— Cóż zrobią z końmi?
— Zaprowadzą je najpierw do mego szwagra, bo stamtąd do niego niedaleko. Powrócą i wylezą na skałę. Czekan, rzucony z jej wysokości, musi roztrzaskać każdą czaszkę, w którą rzut wymierzono. Znam dokładnie to miejsce. Trzeba piąć się przez wodę pięćdziesiąt do sześćdziesięciu kroków, by się dostać na skalną ścianę.Przeszedłszy na górze ze sto pięćdziesiąt kroków między zaroślami i drzewami, dochodzi się do miejsca, gdzie parów się zagina. Siedzącemu tam nikt ujść nie zdoła. Tam będzie grób dla obcych.
— Do dyabła! To niebezpieczne dla mnie.
— Czemu? — zapytał Junak.
— Bo mnie także mogą trafić.
— Eh! Umieją przecież celować!
— To nie uspakaja mnie. Przypadek, to bardzo chytra sztuka.
— To zostań cokolwiek w tyle!
— Ale w takim razie muszę być na to przygotowany, że obcy zatrzymają się także.
— Jedź tedy naprzód. Źródło zauważysz z pewnością. Gdy zobaczysz zakręt, udasz tylko, że koń ci się zaciął. Po kilku dobrych batach koń pogalopuje, a ciebie nie dosięgnie ani kamień z procy, ani czekan.
— Tak, to jedyne, co się da zrobić.
— Zresztą ostrzegę towarzyszy, żeby w ciebie nie trafili przypadkiem.
— Czy rozmówisz się z nimi?
— Napewno! Kto nie jest obecny przy podziale,
Strona:Karol May - Szut.djvu/141
Ta strona została skorygowana.
— 121 —