Strona:Karol May - Szut.djvu/158

Ta strona została skorygowana.
—   136   —

od szpiega. Za mną podniósł się Halef, gotów do skoku. Ale mały syn pustyni nie był Indyaninem; nastąpił na zeschłą gałąź, ta zatrzeszczała, a Suef zwrócił się do nas twarzą.
Żaden malarz nie zdołałby oddać wyrazu skamieniałego przerażenia, jaki na nasz widok: przybrały? rysy szpiega. Chciał krzyknąć, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu, chociaż mu nawet czasu na to nie żałowałem. Rzuciłem się natychmiast na niego i objąłem go oburącz za szyję. Zaczął miotać się nogami i rękami, a usta otworzył, aby zachwycić powietrza. W tejże chwili przyskoczył Halef i wpakował mu mech między zęby. Przytrzymałem go jeszcze przez chwilę. Ruchy