Strona:Karol May - Szut.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
—   144   —

— Nie, ja go nie odrzucę. Strzelaj, ale zato skosztujesz mojego ostrza! — odparł Barud.
Pochylił się do skoku i zamachnął przytem do pchnięcia nożem. To był dla Halefa dostateczny powód do strzału, lecz on tego nie zrobił. Cofnął się szybko, odwrócił strzelbę i przyjął przeciwnika uderzeniem kolby, które go rozciągnęło na ziemi. Baruda rozbroiliśmy i związali własnym jego pasem.
Teraz został już tylko handlarz węgli Junak. Ten dzielny człowiek siedział wciąż jeszcze tak samo, jak przedtem. Już pojawienie się Halefa przeraziło go w najwyższym stopniu, a to, co potem zaszło, wzmogło jego przestrach dziesięćkrotnie. Wyciągnął do mnie ręce i błagał:
— Effendi, oszczędź mnie! Ja wam nie zrobiłem nic złego. Ty wiesz, że jestem wam przyjacielem!
— Ty naszym przyjacielem? Skądże mam o tem wiedzieć?
— Przecież znasz mnie!
— Skąd?
— Byliście tej nocy u mnie. Jestem węglarz Junak.
— O tem wątpię. Jesteś bardzo podobny do niego, osobliwie pod względem czystości. Jesteś taki sam bok tawuki[1], jak on, ale nim samym nie jesteś.
— Jam jest, effendi, jam jest! Widzisz to przecież! A jeśli nie wierzysz, to zapytaj hadżego!
— Nie potrzebuję go pytać, bo on nie ma lepszych oczu odemnie. Handlarz węgli Junak nie może być tutaj, gdyż poszedł do Głogowika po sól.
— To było kłamstwo, panie!

— Powiedziała mi to jego żona, a jej więcej wierzę, niż tobie. Gdybyś był rzeczywiście naszym gospodarzem Junakiem, okazałbym ci wdzięczność i obszedłbym się z tobą łagodniej, niźli z drugimi. Ponieważ jednak jest udowodnione, że wcale tym człowiekiem nie jesteś, przeto spodziewaj się tej surowości, jaka spotkała

  1. Brudas.