Strona:Karol May - Szut.djvu/169

Ta strona została skorygowana.
—   147   —

siałby odegrać rolę zdrajcy względem swego szwagra, węglarza. Może myślał nad kłamstwem, któreby go wyswobodziło z obecnego położenia. Po chwili podniósł na mnie wzrok, pełen zaufania i powiedział:
— Życie twoje znajduje się w najwiekszem niebezpieczeństwie, a ty ani się tego nie domyślasz. To, które ci tu groziło, było niczem wobec tego, które cię czeka dopiero.
— Ach! Jak to?
— Czy rzeczywiście darujesz mi życie, jeśli cię o tem pouczę?
— Tak, ale wątpię, czy mi co nowego powiesz.
— O, i owszem! Jestem pewien, że nie masz pojęcia o grożącem ci niebezpieczeństwie. Konakdżi jest właśnie tym, któremu polecono wprowadzić was w paszczę.
— Chcesz się na nim zemścić przez oszczerstwo?
— Nie. On nie wie tego, co ja, a tamci też nie wiedzieli. Oni domyślają się tylko, że są jeszcze inni, godzący na wasze życie. Wiedział o tem tylko Mibarek, ale on już nie żyje.
— Więc mów, a śpiesz się, bo nie mam czasu.
— Należy mieć zawsze czas na ratunek życia, effendi. Prawda, że chcesz znaleźć Szuta?
Skinąłem mu tylko głową.
— Jesteś jego najzaciętszym wrogiem. Stary Mibarek pchnął do niego posłańca, aby go przestrzec. Doniósł mu także, że wy go ścigacie i że będzie się starał wabić was za sobą, dopóki nie wpadniecie w ręce Szuta. Ci, których dostaliście tutaj w swoją moc, chcieli posiąść tylko wasze mienie. Urządzili na was zasadzkę, której umknęliście szczęśliwie. Ale Szut wybrał się, by wyjechać naprzeciw was. Niewątpliwie jest już w pobliżu. Zginiecie, jeżeli my was nie uratujemy, to jest ja i mój szwagier.
— Ależ twój szwagier godzi także na moje życie!
— Tylko do obecnej chwili, bo jest także stronnikeim Szuta. Skoro mu jednak powiem, że darowaliście mi życie, chociaż znajdowałem się w waszym ręku, za-