Strona:Karol May - Szut.djvu/170

Ta strona została skorygowana.
—   148   —

mieni się nieprzyjaźń jego w przyjaźń, on zaś wszystko zrobi, by was ocalić. Ja sam wyprowadzę was z gór drogą, na której pewnie unikniecie niebezpieczeństwa.
Ten, zarówno tchórzliwy, jak niezgrabnie chytry, człowiek wybzdurzył wcale miły plan. Chciał mnie zwabić do węglarza, u którego spotkałaby nas śmierć niechybna, gdybyśmy mu zaufali. Udałem, że mu wierzę i rzekłem:
— Ty znasz Szuta?
— Rozumie się; on często u mnie bywał.
— A ty u niego także?
— Kilka razy.
— Gdzie on mieszka?
— Z tamtej strony w Orossi. Jest dowódcą Miriditów i ma wielką władzę.
— W Orossi? A mnie objaśniono, że w Karanirwan-chan.
Junak przestraszył się widocznie, usłyszawszy tę nazwę, ale potrząsnął głową i rzekł z uśmiechem:
— Powiedziano ci tak, by cię wywieść w pole.
— Ale istnieje miejscowość tej nazwy?
— Ja nie wiem o niej, choć znam szeroko i daleko te strony. Wierz mi, gdyż żywię względem ciebie dobre i szczere zamiary.
— Istotnie? No, zobaczymy. Jak daleko stąd do twego szwagra?
— Kwadrans drogi. Wjedziesz na wielką, okrągłą dolinę, zwaną Doliną Zwalisk. Jeśli stamtąd, gdzie droga do niej uchodzi, zwrócisz się w prawo, zobaczysz niebawem dym, unoszący się z jego kominów.
— Zaprowadziłbyś nas do niego?
— Oczywiście. Od niego dowiedziałbyś się o wiele więcej, niż ja ci mogę powiedzieć. Życie wasze zależy od tego, czy mi zaufacie. A teraz czyń, co ci się podoba!
Halef gryzł dolną wargę. Nie umiał dobrze ukryć wściekłości z tego powodu, że się go za tak łatwowier-