Strona:Karol May - Szut.djvu/179

Ta strona została skorygowana.
—   157   —

wyrósł. Ścieżka kończyła się pod nim, jakby nożem ucięta. To mię zastanowiło.
Gdy więc stanąłem tak, że miałem ten mielerz przed sobą, a ścianę skalną po prawej ręce, usłyszałem głosy obu mężczyzn. Ławkę, na której spoczywali, dzieliły wązkie zarośla od ścieżki i skały, a więc i od mego stanowiska. Położyłem się na ziemi i posuwałem się pocichu pomiędzy rosnącymi obok siebie pniami krzaków, aż do szczodrzeńca, który ławkę ocieniał.
Znalazłem się wnet tak blizko, że mogłem jej niemal ręką dosięgnąć, ale byłem ukryty, ponieważ liście tworzyły nademną gęstą zasłonę.
Ów dobrze ubrany mówił teraz właśnie. Wyrażał się zwięźle i krótko, tonem rozkazującym, a posługiwał się bardzo piękną tureczczyzną. Ułożywszy się dobrze, usłyszałem te słowa:
— To istotnie osobliwa historya. Ten cudzoziemiec ściga Mibareka, Aladżych, poborcę i Baruda eł Amazat. Nie spuszcza z nich oka i nie daje im spokoju ani we dnie, ani w nocy. Czemu?
— Nie wiem tego — odrzekł węglarz.
— A teraz oni zaczaili się na niego w parowie? Czy nadejdzie rzeczywiście? Czy to się uda?
— W każdym razie. Wrogowie nie mogą przejechać cało. Junak, który przyniósł wiadomość, że nadciągną, przyłączył się do towarzyszy. To razem z konakdżym siedmiu ludzi przeciwko czterem. Nadto pierwsi są przygotowani, a drudzy nie przeczuwają niczego.
— Wedle tego, co opowiedziałeś mi o tych czterech, nie należy ich niedoceniać. Co będzie, gdy za pierwszą oznaką napadu zawrócą konie i umkną?
— Ta pierwsza oznaka będzie ich śmiercią. Aladży nigdy nie chybiają celu czekanami. O ucieczce nawet na chwilę nie pomyślą obcy; są na to zbyt odważni.
— No, oby się to udało! Życzę sobie tego, a jeśli koń tego Franka jest istotnie tak wspaniały, jak, przedstawiasz, to jestem pewien, że Szut zapłaci baszka