Strona:Karol May - Szut.djvu/180

Ta strona została skorygowana.
—   158   —

idżret[1] Dobrze, że jestem tutaj przy tej sposobności. Będę mógł zaraz zabrać konia i zaprowadzić mu go do. Rugowej.
Usłyszawszy to ostatnie słowo, omal nie zdradziłem się z radości. Poruszyłem się mimowoli tak, że liście zaszeleściły. Szczęściem nie zauważyli tego obydwaj. A więc Szut mieszkał w Rugowej! Ale czy był to handlarz koni, Karanirwan? Zaraz nastąpiła odpowiedź na to pytanie. Mówiący dodał:
— Potrzebujemy takich koni, ponieważ Karanirwan postanowił wpaść przez serbską granicę; gromadzi więc w okolicach Pristiny odważnych ludzi, którzy muszą mieć dobre konie. On sam będzie dowodził i dlatego ten wspaniały ogier będzie mu bardzo na rękę.
— Najazd na wielką skalę? Czy leży w tem jakie niebezpieczeństwo?
— Nie tak bardzo, jak się zdaje. Teraz wszystko się burzy. Nie mówi się już o rozbójnikach, lecz o patryotach. Rzemiosło przywdziało turban polityczny. Kto dybie na cudzą własność, twierdzi, że chce wywalczyć swemu narodowi wolność i niezawisłość. Ale nie przybyłem tu, aby o tem z tobą rozmawiać, lecz przynoszę inne polecenie dla ciebie od Szuta. Czy jaskinia teraz pusta?
— Tak.
— I nie spodziewasz się dla niej mieszkańca w czasie najbliższym?
— Nie. Właściwie postanowiono zwabić tam tego obcego razem z towarzyszami, ale to już niepotrzebne, bo zabiją ich pod Czartową Skałą. A gdybyśmy to nawet zrobili, byłoby w dwie, albo trzy godziny po wszystkiem. Podpaliłbym ten stos tam za nami, dym szedłby do jaskini i musieliby się udusić.

— Ale dym zostałby tam tak długo, że przez kilka dni nie mógłby nikt wejść do środka.

  1. Osobne wynagrodzenie.