wej. Rachuba wypadła zgodnie z mojem przypuszczeniem, ponieważ Lindsay niebawem po mnie opuścił Stambuł okrętem i wysiadł na ląd gdzieś w Skutari albo w Alessio
— Pomimo tej śmieszności — mówił dalej interlokutor węglarza — jest on tłustym łupem, może najbogatszym ze wszystkich, przez nas już wziętych. Dziś go pojmają wieczorem i wsadzą do karaułu. Natychmiast po moim powrocie zaprowadzi go się innemi drogami, na których nikt nas spotkać nie może, tu do ciebie. Przygotuj się na jego przybycie!
— Tak! — mruknął węglarz. — Dziś wieczorem go chwycą. Gdy stąd dziś wyruszysz z powrotem, będziesz rano w Rugowej, bo znasz dobrze drogi. Karauł leży w takiem odosobnieniu, że będziecie mogli nawet we dnie puścić się w drogę z Inglisem, a wieczorem zjawić się u mnie. Ale, czy można się z tym człowiekiem porozumieć?
— Niestety nie; dlatego ma przy sobie tłómacza.
— To źle. Ja z wielką niechęcią zajmę się tą, sprawą, ale muszę być posłusznym Szutowi. Skoro Inglis nie umie naszego języka, to narobi mi z pewnością wiele kłopotu. Spodziewam się, że Szut, uwzględniając to, wyznaczy dla mnie za to odpowiednią nagrodę.
— Będziesz zadowolony. Wiesz przecież, że nasz dowódca i władca nigdy nie skąpi, ilekroć idzie o uznanie spełnionych usług. A więc sprawa załatwiona. Będę tu jutro wieczorem nie tylko z Anglikiem, lecz także z tłómaczem. Nietrudno będzie jego także pochwycić, a tobie obecność jego ułatwi postępowanie z więźniem.
— Jak nazywać tego cudzoziemca?
— Nie wiem, kim jest. Tytuł jego wymawiają jak „surr“ lub „syrr“, a nazwisko jego jest także obcym wyrazem, którego jeszcze nigdy nie słyszałem i nie rozumiem. Brzmi jak Lin-zeh. Zapamiętaj je sobie.
Tu już nie było wątpliwości co do osoby Anglika. Szło istotnie o starego, poczciwego, chociaż trochę oso-
Strona:Karol May - Szut.djvu/183
Ta strona została skorygowana.
— 161 —