Strona:Karol May - Szut.djvu/188

Ta strona została skorygowana.
—   166   —

wszystkich krajach Islamu. Ten, który ją wykradł, zasłużył na śmierć i znalazł ją bardzo prędko. Tych kilka chwil jego trwogi przedśmiertnej jest niczem w porównaniu z długą żałobą, którą na nas sprowadził.
— Ale ty popełniłeś przecież morderstwo, straszne morderstwo!
— Nie, zihdi, to nie było morderstwo, lecz uczciwa walka męża z mężem i życia z życiem. Nie napadłem nań skrytobójczo. Mogłem go zabić, kiedy był przywiązany do drzewa, tymczasem ja go odwiązałem i przyprowadziłem na basztę. Tam uwolniłem mu z więzów ręce i nogi i powiedziałem, że nadeszła godzina odwetu. Oświadczyłem mu, że chcę być względem niego szlachetnym i daję mu sposobność do obrony przed śmiercią. Tak, oszczędzałem go nawet przez pewien czas. Jestem silniejszy od niego, chociaż sądziłeś może przeciwnie. Dopiero, gdy zobaczyłem, że zmierzyłeś się do strzału, przyczem mogłeś mnie trafić, skorzystałem z mojej przewagi nad wrogiem. Czy i teraz mnie zganisz?
— Tak, ponieważ działałeś poza mojemi plecyma.
— Musiałem, gdyż byłem pewny, że przeszkodziłbyś mi w wykonaniu kary.
— Odwiązawszy go, rozluźniłeś zapewne także więzy tamtym?
— Przeciwnie. Przyciągnąłem je nawet silniej. Nie potrafią się teraz wyzwolić. Wiem, że gniewasz się na mnie. Przeczuwałem to i gotów jestem twój gniew przenieść na sobie. Ale dochowałem złożonej przysięgi, której nie wolno mi było złamać. Zrób teraz ze mną, co ci się podoba!
— Siadaj na konia i ruszajmy! — odparłem oschle.
Co było począć? Zabitego nie dałoby się już przywołać do życia, a zasady, w których się Czarnogórzec wychował, przedstawiały mu zemstę jako święty obowiązek. Byłem z niego niezadowolony, lecz nie miałem prawa narzucać się na sędziego jego czynu.
Wracaliśmy, ja przodem, zniechęcony, a on za mną w milczeniu. Przejeżdżając obok zwłok, zamknąłem oczy.