Strona:Karol May - Szut.djvu/189

Ta strona została skorygowana.
—   167   —

Kiedy kary przez nie przesadzał, usłyszałem pod sobą jęczący głos. Zaraz potem strzał huknął.
— Co to? — spytałem, nie oglądając się.
— Żył jeszcze — odrzekł Osko. — Kula moja położyła kres jego życiu. Niechaj się dłużej nie męczy.
To jest Wschód: obok olśniewającego, obłudnego światła cień tem głębszy, przykrzejszy!


ROZDZIAŁ IV.
W Jaskini Klejnotów.

Po akcie zemsty Czamogórca, któremu nie mogłem niestety przeszkodzić, wróciliśmy do towarzyszy, ukrytych w pobliżu mielerzy węglowych. Ciekawi byli oczywiście dowiedzieć się, co się stało, nie otrzymali jednak odpowiedzi ani odemnie, ani od Oski.
Czołgając się przedtem ku stosowi, zauważyłem ślady końskie, prowadzące na prawo w zarośla. Nie poszedłem wówczas za nimi i postanowiłem uzupełnić to teraz. Podczas mej nieobecności nie zaszło nic nadzwyczajnego, więc zdało mi się, że mogę towarzyszy zostawić tu jeszcze na kilka minut.
Idąc niedługo tropem, ujrzałem konie. Było ich pięć, a wśród nich srokacze Aladżych. Ukryto je zatem mimo przekonania, że nie dostaniemy się do dolinki.
Zbliżył się jednak już czas pokazania się węglarzowi. Dosiedliśmy znowu koni i podeszliśmy ku jego mieszkaniu. Przybywszy na skraj zarośli, skąd się już ciągnęła dalej polanka, ujrzeliśmy go, stojącego z obcym przed drzwiami domu. Mimo oddalenia, w jakiem znajdowaliśmy się od nich, spostrzegliśmy wyraźnie, że przestraszyli się naszego przybycia.
— Akszamynys chair olzun — rzekłem. — Co to za dom?
— Mój — odparł właściciel. — Jestem węglarzem i nazywam się Szarka.