Strona:Karol May - Szut.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   7   —

— O czemże mówili?
— O jakimś Kara Ben Nemzi, który musi umrzeć wraz z towarzyszami.
— To ja nim jestem, ale mów dalej!
— Wspomnieli o konakdżim nad Treską, u którego chcą dzisiaj wieczorem się zatrzymać i o węglarzu, którego nazwisko wypadło mi z pamięci.
— Czy nie nazywał się Szarka?
— Tak, tak; Jutro mają go odwiedzić. Mówili także o jakimś Szucie, którego w Kara-kara... zapomniałam tej nazwy.
— Karanirwan?
— Tak, którego zastaną w Karanirwan-chan.
— Czy wiecie, gdzie leży ta miejscowość?
— Nie. Oni tego także nie powiedzieli. Ale mówili o jakimś bracie, z którym się tam jeden z nich spotka. Jego imienia niestety nie mogę sobie przypomnieć.
— Może nazywał się Hamd el Amazat?
— Tak, tak w istocie. Ależ, panie, ty wiesz więcej odemnie!
— Wiem oczywiście już dużo i chcę się tylko zapomocą tych pytań przekonać, czy się nie mylę.
— Opowiadali także, że w tem Karanirwan-chan uwięziony jest kupiec, od którego żądają wykupu. Śmiali się z niego, ponieważ zamierzają go nie wypuścić na wolność, nawet jeżeli złoży okup. Chcą z niego wycisnąć, co się da, a gdy już nic mieć nie będzie, wówczas go zamordują.
— Ach! Domyślałem się czegoś podobnego. Jak ten kupiec dostał się do Karanirwan-chan?
— Zwabił go tam wymieniony przez ciebie Hamd el Amazat.
— Czy nie powiedziano, jak się ten kupiec nazywa?
— To było obce, zagraniczne imię i dlatego nie spamiętałam go sobie, zwłaszcza że bałam się bardzo.