Strona:Karol May - Szut.djvu/20

Ta strona została skorygowana.
—   8   —

— A gdyby ci się obiło o uszy ponownie, poznałabyś, czy jest to samo?
— Z całą pewnością, panie.
— Galingré?
— Rzeczywiście tak. Przypominam sobie teraz całkiem dokładnie.
— Jakie jeszcze wyjawili zamiary.
— Już żadnych, ponieważ przybył szósty jeździec, łaciarz. Poskarżył się na wrogów, z powodu których rzucił się do Wardaru. Teraz wiem, że to wy jesteście tymi wrogami. Musiałam rozniecić wielki ogień i wysuszyć mu ubranie. Przez to i przez ranę starego zabawili u nas tak długo. Ten krawiec opowiadał, że gdzieś dostał bastonadę. Chodził tylko z trudem, a zamiast obuwia owinął nogi szmatami, wysmarowanemi łojem. Musiałam mu dać świeże szmaty, a ponieważ nie miałam łoju, zarznęli nam kozę. Czy to nie ohydne okrucieństwo?
— Zapewne. Ile koza była warta?
— Co najmniej pięćdziesiąt plastrów.
— Ten mój towarzysz, hadżi Halef Omar, zwróci tobie pięćdziesiąt piastrów.
Halef wyjął natychmiast sakiewkę i podał jej półfuntówkę.
— Panie — spytała zupełnie zdumiona — czy płacisz za wszystkie szkody, wyrządzone przez twych nieprzyjaciół?
— Tego nie mogę, gdyż nie posiadam skarbów padyszacha, ale jedną kozę wynagrodzimy ci. Weź pieniądze!
— W takim razie cieszę się, że ufając ci, nie zamknęłam ani ust, ani domu mego przed tobą. Niechaj będzie błogosławione wasze przybycie i odejście. Błogosławiony niech będzie każdy krok wasz i wszystko, co czynicie!
Wreszcie pożegnaliśmy się z tymi ludźmi. Posłali oni za nami niejedno jeszcze głośne słowo podzięki za dar otrzymany. Wróciliśmy do miejsca, z którego zbo-