Strona:Karol May - Szut.djvu/221

Ta strona została skorygowana.
—   197   —

głęboko odcisnęły się kopyta naszych koni w tym miękkim trawiastym gruncie!
— To właśnie dobre jest dla nas, gdyż w ten sposób możemy ich zmylić co do kierunku, który obraliśmy. Ten miękki grunt wnet się skończy. Sądzę, że dostaniemy się na głazy i skały, gdzie będziemy mogli zboczyć, nie zostawiając śladu.
— Zastanowi ich wtedy brak naszego śladu.
— Jest nadzieja, że uda się nam tego uniknąć. Mamy dość czasu na zarządzenie środków w tym celu.
— Więc ty przypuszczasz, że nie ruszą zaraz za nami?
— Rozumie się. Dlatego właśnie powiedziałem im, co się stało w Czarcim Wąwozie. Wolałbym był właściwie nie mówić im tego, ażeby Aladży, Suef, Junak i konakdżi jak najpóźniej uwolnieni zostali z więzów. Aby jednak zyskać na czasie, odstąpiłem od tego. Węglarz uda się czemprędzej ze swymi ludźmi i z alimem do Czartowej Skały, aby pojmanych z więzów uwolnić. Ci znowu będą potrzebowali sporo czasu, aby opowiedzieć o swojem nieszczęściu. Tak upłyną ze dwie godziny, a to dla nas zupełnie wystarczy, jeśli teraz zwiększymy szybkość. A więc prędzej naprzód!
Puściliśmy konie cwałem i dostaliśmy się niebawem na miejsce, gdzie się rozchodziły brózdy. Tam skręciliśmy w lewo, chociaż mieliśmy jechać na prawo. Trop nasz był tak wyraźny, że ścigający musieli przyjść do przekonania, iż obraliśmy odtąd wskazany przez węglarza kierunek.
Im bardziej zbliżaliśmy się do łańcucha wzgórz, tem bardziej wznosiła się łąka ku ich podnóżom. Grunt był coraz twardszy, aż wkońcu trawa ustała zupełnie.
Kazałem towarzyszom zaczekać, a sam pojechałem dalej cwałem, aż znalazłem się w parowie, o którym mówił Szarka. Dno jego było miękkie, więc wjechałem dość daleko i zawróciłem, starając się przytem, żeby kopyta karego zostawiły widoczne odciski, któreby naprowadziły węglarza na myśl, że znajdujemy się w parowie.