Strona:Karol May - Szut.djvu/226

Ta strona została skorygowana.
—   202   —

nie trwało to długo. Powstali, aby pojmanych zanieść pod stos, który węglarz otworzył w sposób opisany.
Teraz byliśmy tak blizko, że słyszeliśmy każde słowo. Alim odezwał się do skrępowanego tłómacza:
— Powiedziałem ci już, że nie masz się czego obawiać. Zabraliśmy cię tylko dlatego, że nie rozumiemy Inglisa. Otrzymasz nawet bakszysz za wycierpianą trwogę. Inglis to także zapłaci. Wzbraniał się wprawdzie dotychczas zgodzić na nasze żądanie, ale my potrafimy zmusić go do tego i liczymy w tem na twoją pomoc. Jeśli mu poradzisz, żeby zaniechał oporu, to sam na tem skorzystasz, gdyż im rychlej on zapłaci, tem prędzej ty będziesz wolny.
— A czy on też odzyska wolność, skoro zapłaci pieniądze? — zapytał tłómacz.
— To nie twoja rzecz, lecz nasza. Czy puszcza się kogo na to, żeby się potem zemścił? To jednak musisz przed nim zataić. Wsadzimy was teraz do jaskini. Pomów z nim! Przyjdę za kwadrans. Jeśli wówczas jeszcze nie zechce mi dać hawale tahwil[1] do swego sarafa[2], to potężne baty, których nie pożałujemy, pewnie lepiej go usposobią. Nie dostanie ani jeść, ani pić, dopóki nie będzie posłuszny, a za to tem obficiej uraczymy go batami.
— Co ten łotr mówi? — spytał Lindsay po angielsku.
— Że wsadzą nas teraz do jaskini — odrzekł dragoman. — Nie dostanie pan jeść, ani pić, tylko baty, dopóki pan nie napisze żądanego przekazu. Ale niech pan tego robi, bo słyszę właśnie, że pana i tak zabiją. Oczywiście zabronili mi panu to wyjawić. Ale pan mnie zaangażował, dlatego stoję po stronie pana, a nie tych opryszków. Może nam się przecież uda znaleźć jakąś sposobność do ucieczki.

— Wielkie dzięki! — rzekł Anglik, jak zwykle

  1. Przekaz.
  2. Bankier.