dnej ręce trzymał świecę łojową, a w drugiej harap. Nóż i pistolety odłożył, prawdopodobnie, żeby mu podczas czołgania się nie przeszkadzały.
Rozmawiano potem w ten sposób, że tłumacz powtarzał tureckie pytania Anglikowi po angielsku, a jego angielskie odpowiedzi alimowi po turecku.
„Uczony“ odwiązał najpierw sznur z nóg tłómacza i rzekł:
— Rozpuszczę ci trochę więzy, żebyś mógł powstać. Ręce pozostaną oczywiście skrępowane. Teraz zapytaj go, czy zapłaci pieniądze.
Dragoman przetłómaczył pytanie.
— Nigdy, nigdy! — odrzekł lord.
— Uczynisz to jednak, bo cię do tego zmusimy!
— Sir Dawid Lindsay nie pozwoli się zmusić nikomu!
— Jeśli nie człowiekowi, to harapowi, którym silnie władamy.
— Poważ się!
— O, do tego nie trzeba odwagi!
Uderzył lorda. Halef trącił mnie, żebym się zabrał natychmiast do ratowania. Ja jednak nie dałem się porwać do przedwczesnego postępku.
— Drabie! — zawołał lord. — Za to cię kara nie minie!
— Co on powiedział? — spytał alim.
— Że biciem go nie zmusisz — odrzekł dragoman.
— O, zacznie on śpiewać inaczej, gdy dostanie pięćdziesiąt lub sto. My wiemy, że posiada miliony. Sam się do tego przyznał. Musi za płacić! Powiedz mu to!
Na nic się nie przydało powtarzanie gróźb, które miały Lindsaya nakłonić do zgody. Trwał przy odmowie mimo kilku jeszcze uderzeń.
— Dobrze! — zawołał alim. — Daję ci teraz godzinę czasu. Gdy wrócę, wyliczę ci sto batów na plecy, jeśli nie będziesz jeszcze skłonny do posłuszeństwa.
Strona:Karol May - Szut.djvu/228
Ta strona została skorygowana.
— 204 —