— Robisz się śmiesznym! Zobaczysz, że te draby w proch upadną przed nami, aby skomleć o łaskę. Siedzieć będą z tobą w jednej norze, a ty zginiesz razem z nimi, jeśli nie dasz okupu. Ja odchodzę, a ty namyśl się dobrze przez tę godzinę czasu i wybierz jedyny środek ocalenia. Nie sądź, że potrafisz stąd umknąć. Jesteście zewsząd otoczeni skałami, podłoga i powała są z kamienia, jest tylko jedno wyjście i wejście przez tę dziurę. Ale ona zamknięta, a wy skrępowani tak, że wogóle nic nie możecie przedsięwziąć. Dragomanowi zostawię dla ulgi wolne nogi; on temu nie winien, że ty wzbraniasz się uporczywie wypełnić mój rozkaz.
Położył się na ziemi i wylazł. Kamień wciągnięto do dziury i przypięto łańcuchem.
Przez kilka chwil panowała cisza, poczem usłyszeliśmy słowa Anglika:
— Świetne położenie! Nie? Jak?
— Tak — przyznał tłómacz. — Wątpię, czy ocalenie będzie możliwe.
— Pshaw! Sir Dawid Lindsay nie umrze w tej skalnej norze.
— Więc się pan okupi?
— Ani mi się śni. Zdobywszy pieniądze, zabiłyby mnie te draby mimo to.
— Całkiem słusznie. Ale jak stąd wyjdziemy? Jestem pewien, że istnieje tylko to wejście. A gdyby nawet była inna droga, nie pozwoliłyby nam więzy zrobić cokolwiek dla naszego uwolnienia. Musimy więc porzucić myśl o ratunku.
— Nonsense! Będziemy wolni!
— W jaki sposób?
— Wyjdziemy jak na przechadzkę.
— Ale kto nam otworzy?
— Mój przyjaciel, którego te łotry nazywają obcym effendim.
— Wszak słyszał pan, że on sam już pojmany!
— Głupie gadanie!
— Niech pan nie będzie taki pewny! Przypomina
Strona:Karol May - Szut.djvu/230
Ta strona została skorygowana.
— 206 —