— Czeka z tamtej strony muru. A więc naprzód, sir! Podtrzymam was, gdyby wam ręce osłabły.
Zaczęło się wspinanie. Nie szło to wprawdzie zbyt prędko, gdyż pokazało się, że ręce obydwu ucierpiały od więzów. Ale wydostaliśmy się szczęśliwie.
Gdy dopomogłem im potem zleźć z drzewa, co było wobec ciemności koniecznem, wlazłem tam napowrót i wyciągnąłem drabinę przez dziurę na zewnątrz, potem odciąłem i zrzuciłem na ziemię. Zeskoczyłem wreszcie z drzewa, złożyłem drabinę i zabrałem.
Musieliśmy prowadzić Anglika i tłómacza, gdyż nie znali miejsca. Zszedłszy tak nizko, że czub skały mógł zakryć widok ognia, spaliliśmy drabinę sznurową zupełnie, narzuciwszy na nią suchych liści i chróstu. Łatwiej było teraz schodzić, bo płomień oświetlał nam drogę, na zakręty jej padając dość obficie. Mimo to ognia nie było widać w dolinie po drugiej stronie jej rozpadliny.
Przybywszy na dół, przedarliśmy się, jak można było najprędzej, przez zarośla, gdyż zależało nam na zaskoczeniu przeciwników, zanimby Alim wszedł do groty.W odpowiedniem miejscu zatrzymałem się z obydwoma wyswobodzonymi, a Halef pobiegł po Omara i Oskę, oraz po strzelby.
Przez jakiś czas teraz nie mówiliśmy z sobą ani słowa. Dopiero, gdy oczekiwani lada chwila mogli nadejść spytał sir Dawid:
— Co się stanie z tymi łotrami, master? Wasza znana łagodność każe się domyślać, że zamierzacie ich puścić bezkarnie.
— O nie! Byłem już dotąd dość wyrozumiały. To co wam wypłatali, wymaga surowej kary. Chcieli nie tylko waszych pieniędzy, lecz i waszego życia.
— Well! Więc co uczynicie?
— Najpierw musimy ich dostać w nasze ręce, a co dalej, to się pokaże. Jest nas sześciu przeciwko dwunastu, wypada więc po dwu na jednego: stosunek, którego w obecnych okolicznościach nie uważam za niekorzystny.
Strona:Karol May - Szut.djvu/233
Ta strona została skorygowana.
— 209 —