Strona:Karol May - Szut.djvu/234

Ta strona została skorygowana.
—   210   —

— Ja także nie, bylebym miał broń.
— Dostaniecie strzelbę, a może nawet kilka. Przy węglarzu i jego parobkach nie widzę strzelb, będą one prawdopodobnie w izbie, skąd możemy je zabrać z łatwością.
Staliśmy tak, że widzieliśmy całe towarzystwo. Także nowo przybyli nie mieli przy sobie strzelb, gdyż, jak wspomniano, oparli je o mur domu. Tych strzelb nie było się co obawiać, tylko co najwyżej starych, zawodnych pistoletów, które trzej z nich nosili za pasem. Alim nie wziął był jeszcze noża i pistoletów.
Wtem nadszedł Halef z towarzyszami. Poleciłem mu wleźć przez okno do domu i stamtąd zabrać strzelby, które tam wisiały. W tym celu podeszliśmy do odwróconej od ognia tylnej strony domu. Otwór okienny był dość wielki, aby przepuścić Halefa, który tez podał nam siedm flint, ostro nabitych.
— Panie — rzekł, wychodząc, — ten węglarz posiada chyba rzeczywiście skład ze strzelbami. Wczoraj musiał dać Aladżym dwie flinty, a tu jest siedm: dla niego, czterech parobków, dla Suefa i konakdżego. Wczoraj jeszcze tych siedmiu sztuk nie zauważyłem. Zdaje się, że ten Szarko uzbraja całą bandę Szuta.
Zbadaliśmy strzelby. Były tego samego kalibru, co Oski i Omara, okoliczność bardzo korzystna dla sir Dawida i tłómacza, gdyż mogli użyć ich zapasu kul. Lindsay przewiesił cztery flinty, a tłómacz trzy. Wygląda o to bardzo groźnie, lecz niezbyt niebezpiecznie, gdyż były to same pojedynki.
— Cóż dalej? — spytał sir Dawid. — Bron jest, chciałbym teraz strzelać.
— Tylko, jeśli zajdzie rzeczywista potrzeba powiedziałem. — Nie chcemy ich zabijać.
— Ależ oni postanowili mnie zamordować! Wystrzelam ich i sprawa skończona. Well!
— Czy chcecie zostać mordercą? Damy im baty. Wczoraj widziałem sznury na wozie. Może są tam jeszcze. Halefie, przynieś! Wy zaś, sir, zakradnijcie się