Strona:Karol May - Szut.djvu/244

Ta strona została skorygowana.
—   220   —

natychmiast, skoro tylko jedno uderzenie wypadnie za słabo. Egzekucya się zaczęła.
Podczas tego udałem się do mielerza i zdjąłem zeń czekanem warstwę ziemną, żeby już nadal nie służył do ukrywania wejścia do jaskini. Następnie porozbijałem i porozrzucałem polana, z których się składał. Zachowywałem się przytem hałaśliwie, aby nie słyszeć krzyku alima. Drzewo odlatywało na prawo i lewo, dopóki nie dostałem się do skały, do której przylegał mielerz. Tam trafił czekan na kamień.
Zbadałem miejsce i odkryłem niszę, zbudowaną z cegieł. Miała kształt stojącej skrzyni, której stronę otwartą zabito deskami i przykryto warstwą ziemi. Zdjąwszy tę przykrywę, ujrzałem cały zbiór flint, pistoletów, czekanów i noży. A więc to był skład broni, któregośmy się domyślali! W razie potrzeby podpalenia stosu można było z łatwością usunąć zawartość skrytki. Cegły były mocno osmolone, dowód, że stos zapalano dość często, co według tego, co słyszałem, musiało zawsze sprowadzać śmierć jednego lub więcej ludzi, znajdujących się w jaskini.
Pięćdziesiąt batów, które otrzymał właśnie alim, wydały mi się teraz o wiele łagodniejszą karą niż przedtem.
Po węglarzu widać było, jak bardzo gniewało go moje odkrycie. Lord, tłómacz, Halef, Osko i Omar zaopatrzyli się czemprędzej w czekany, a dwaj pierwsi wybrali sobie najlepsze strzelby. Oprócz tego zatknął każdy z nich za pas po jednym lub więcej pistoletów. Resztę wrzucono między drzewo.
Teraz kazałem związać ręce parobkowi węglarza, wziąłem go na bok i zapytałem:
— Prawda, że pan twój ma konie?
— Nie — odparł.
— Słuchaj! Widziałem je wczoraj, gdy przejeżdżaliście przez dolinę, w której mieliście na mnie napaść. Jeśli zataisz prawdę, dostaniesz tak samo, jak alim pięćdziesiąt batów w plecy.