Strona:Karol May - Szut.djvu/252

Ta strona została skorygowana.
—   228   —

— Ciekawy jestem, jaki tu się ukaże fowlin-gbull — zaśmiał się lord.
Myśl, że dawniej życzył sobie namiętnie znaleźć w ruinach Niniwy skrzydlatego byka, bawiła go jeszcze dzisiaj.
Wtem Halef ustał. Dźwięk, wywołany nożem, zmienił się jakoś.
— Ziemia się kończy — oznajmił hadżi. — Natrafiłem na drzewo.
— Rób dalej! — poprosiłem. — Spróbuj odrzucić ziemię z drzewa!
— To grube jak ręka drągi poprzeczne, a pod nimi puste miejsce.
Jeszcze przez pewien czas wyrzucał Halef ziemię, a potem wysunął dwa kawałki drzewa bukowego.
— Leży tu ich jeszcze ze dwadzieścia obok siebie — rzekł. — Zaraz zobaczę, co się pod tem znajduje.
Wydobył jeszcze kilka drągów, dopóki nie zostało tylko tyle, ilu potrzebował, aby na tem uklęknąć. Potem sięgnął na dół rękoma. Przedmiot, którego dotknął, był tak wielki, że nie mógł go wydobyć przez otwór.
— To skóra — oświadczył — ale obwiązana sznurami i dość ciężka.
— Podam ci lasso — odrzekłem. — Przeciągnij je pod sznurami, a potem usuń resztę drągów. Zapomocą lassa wydobędziemy to na górę.
Poszedł za tą wskazówką i wylazł z jamy, a my wyciągnęliśmy ów nieznany przedmiot na lassie. Tkwił w dobrze zawiązanym i troskliwie owiniętym sznurami worze skórzanym, a wydawał ze środka dźwięk metaliczny. Odczepiwszy sznury i otworzywszy ściągnięty rzemieniem wór, wydobyliśmy jego zawartość. Wszyscy obecni, nie wyjmując mnie, wydali okrzyk podziwu, gdyż ujrzeliśmy przed sobą całą, kosztowną, staroskipetarską zbroję.
Składała się najpierw ze srebrnego czy też posre-