kłej skórzanej pochwie, z której lakier poodpadał miejscami. Towarzysze podawali ją sobie z ręki do ręki, nie mówiąc ani słowa, Halef wręczył mi ją wkońcu i zauważył:
— Ty jej się przypatrz, zihdi! Ona nie przystaje do tamtych rzeczy.
Rękojeść pokrywał lak i brud, że nie można było rozróżnić, z czego była zrobiona; wydawało się, jak gdyby powalano ją naumyślnie. Ale wygięta w wargi stalowa garda błyszczała mocno w świetle płonących smolaków. Byłem na tyle znawcą broni, żeby poznać natychmiast, że miała delikatnie wyryty napis. Przeczytałem łatwo słowa: „Ismi ess ssa’ika — jestem uderzeniem pioruna“.
To dowodziło wyraźnie, że mam w ręku broń bardzo cenną. Zapomocą wiszącego na ścianie kaftana, do którego Halef wsypał był ślimaki, oczyściłem rękojeść z brudu. Okazało się, że była z kości słoniowej, na której wytrawiona była czarno pierwsza sura z Koranu. Głowicę zdobiły dwa krzyżujące się złote półksiężyce. Pomiędzy wytworzonymi w ten sposób czterema półsierpami znajdowały się arabskie litery: w pierwszym przedziale Dżim, w drugim Sad, w trzecim znowu Dżim, a w czwartym Cha, Mim i Dal. Znałem te litery całkiem dobrze. Oznaczały imię fabrykanta, oraz miejsce i rok wykonania broni. Litery trzech pierwszych przedziałów należało uzupełnić i czytać w sposób następujący:
Ibn Dżordżani (imię)
ess ssaikal (fabrykant broni)
esz Szam (w Damaszku).
Czwarty przedział zawierał liczbę roku. Cha znaczy 600, Mim 40, a Dal 4, a więc zrobiono szablę w 644. roku Hedżry, przypadający na rok 622. po narodzeniu Chrystusa.
Dobyłem ją z pochwy. Posmarowana była brudną mięszaniną oleju z pyłem węglowym. Gdy ją obtarłem, nie zrobiła wstydu swej nazwie: zamigotała jak błyskawica.
Po bliższem przypatrzeniu się nie wątpiłem ani na chwilę, że to klinga prawdziwa, wykuta z indyjskiej